Powiedz czego szukasz?

mBank

Czy nadchodzi kryzys?

Dariusz Zalewski, CFA

Bessa na horyzoncie?

Na samym początku wypada przeprosić tych z Państwa, którzy rozpoczęli lekturę poniższego wpisu zachęceni tym, że nakreślimy i uargumentujemy scenariusz giełdowego załamania i potężnej bessy, która czai się za rogiem.

 

Po pierwsze, nie zakładamy takiego przebiegu wydarzeń, po drugie – w tym wpisie chcieliśmy się przyjrzeć urokowi pesymizmu, który również w świecie inwestycji jest mocno zakorzeniony. Zapewne, gdyby tytuł brzmiał „Czy amerykański indeks S&P500 może zyskać w tym roku ponad 10%?” wzbudziłby on zdecydowanie mniejsze zainteresowanie. Wszyscy lubimy prognozy. To one dają nam złudne poczucie kontroli i sprawiają, że przyszłość nie wydaje się taka nieprzewidywalna jaka jest niestety w rzeczywistości.

 

Początek roku to zazwyczaj czas, gdy banki i inne instytucje finansowe publikują swoje przewidywania na najbliższe 12 miesięcy. Wiele podmiotów traktuje to jako swoisty marketing i stara się przyciągnąć uwagę czytelników wyszukanymi prognozami, z których większość ma zdecydowanie wydźwięk pesymistyczny. Kto z nas nie widział w nagłówkach sformułowań typu „człowiek, który przewidział kryzys z 2008 roku”? Takie osoby często bierzemy bardzo poważnie, zapominając, że dla wielu z nich owo przewidywanie niechybnego kryzysu, który czai się za rogiem jest doroczną tradycją. Wystarczy poczytać prognozy Nouriela Roubini (zwanego Dr. Doom) lub Michaela Burry’ego (ten z filmu Big Short).

 

Jednak z rynkowym pesymizmem zderzamy się też każdego dnia, przeglądając media społecznościowe, czytając prasę, czy oglądając telewizję. Artykuły z ostatnich lat o bańce na drogich akcjach amerykańskich, które zaraz runą w przepaść są bardzo podobne i wręcz nudne. Można by nieco złośliwie zwrócić uwagę, że wymagają jedynie aktualizowania wykresów przedstawiających rosnące indeksy giełdowe. Rozważania o systemie monetarnym opartym o „dodruk pustego pieniądza”, który zaraz musi się załamać i nastąpi „wielki reset” wydają się nie mieć końca. O tym, że w kontekście rosnącej inflacji, „najgorsze jeszcze przed nami”, słyszymy każdego dnia.

 

Urok pesymizmu

Dlaczego więc te pesymistyczne, a czasem nawet katastroficzne wizje wydają się być tak interesujące?

 

Morgan Housel w swojej książce” Psychologia pieniędzy” zwraca uwagę, że „Optymizm brzmi jak zachwalanie towaru przez sprzedawcę. Pesymizm brzmi jakby ktoś próbował Ci pomóc”. Innymi słowy, osoby, które przed czymś ostrzegają jawią się nam jako bardzo odpowiedzialne.

 

Może się wydawać się, że osoba z pesymistycznym nastawieniem jest bardziej merytoryczna, twardo stąpa po ziemi i poprowadzi nas przez skomplikowany świat rynków finansowych nie pozwalając byśmy stracili pieniądze. Z kolei optymistyczny przekaz może wydawać się naiwny, mało atrakcyjny i brzmieć niczym zachęta do zakupów drogich akcji, które przecież zaraz mogą przecenić się o kilkadziesiąt procent.

 

Uroki pesymizmu perfekcyjnie wykorzystują również twórcy newsletterów, czy też youtuberzy od lat wieszczący nadejście bessy mimo wieloletnich trendów wzrostowych na światowych giełdach. Liczby subskrypcji i wyświetleń na takich kanałach nie pozostawiają złudzeń – jest olbrzymi popyt na takie treści. Trzeba tylko mieć na uwadze jedną istotną kwestię – przydatność tych prognoz i przewidywań jest praktycznie zerowa. Niesamowitej rozrywki dostarcza historyczna analiza tych prognoz, jednak co ciekawe mało kto zadaje sobie ten trud. A szkoda.

 

Powody do zmartwień

W naszych prezentacjach często wykorzystujemy poniższy wykres. Pokazuje on różnego rodzaju ważne wydarzenia na tle indeksu giełdowemu. Radzimy się mu przyjrzeć. Roi się tam od zdarzeń, z których wielu pewnie już nie pamiętamy, a w momencie, kiedy się działy były absolutnie kluczowe w oczach komentatorów rynków finansowych. Inwazja na Krym, trzęsienie ziemi w Japonii, wirus ebola, manewry na Morzu Południowochińskim, obniżenie ratingu USA, problemy chińskiej spółki Evergrande… To tylko niektóre przykłady i pewnie wielu z nas miałoby kłopoty z podaniem choćby ich przybliżonej daty. A gdy się działy, to o niczym innym na rynkach się nie rozmawiało…

 

 

Na lokalnym rynku też mamy sporą rzeszę guru wieszczących od lat krach na giełdach i załamanie globalnej gospodarki, jednak z grzeczności nie będziemy ich wskazywać palcem. Osoby te zazwyczaj wychodzą z cienia w momentach, gdy wzrostowy trend na akcjach przerywany jest korektami (które przy okazji są naturalnym i nieodłącznym elementem rynkowej rzeczywistości). Chcemy jasno podkreślić – to nie jest zdrowe i rozsądne podejście do inwestowania i donikąd nas nie zaprowadzi. Urok pesymizmu jest bardzo niebezpieczny. Możemy mieć oczywiście swoje zdanie na temat sytuacji rynkowej, które może chwilami być negatywne (zresztą nasze ostatnie Oczekiwane Kierunki Inwestycyjne – taki właśnie miały wydźwięk). Jednak konsekwentne zakładanie tylko czarnych scenariuszy może siłą rzeczy zmusić nas do trzymania całości swoich inwestycji w gotówce, a to – chyba wszyscy się zgodzimy, w realiach wysokiej inflacji i niskich stóp procentowych nie wydaje się być sensowną opcją.

 

Rynkowej zmienności nie unikniemy

Nie namawiamy do tego by być niepoprawnymi optymistami i zakładać, że przed nami tylko świetlana przyszłość z dwucyfrowymi rocznymi stopami zwrotu, niską zmiennością i niewielką inflacją. Inwestując na rynkach finansowych zgodnie z ustalonym planem i budując portfel musimy mieć świadomość, że zmienność będzie nieustannie nam towarzyszyła i nie da się jej wyeliminować. To jest właśnie cena, którą płacimy za to, że w dłuższym horyzoncie czasowym możemy osiągnąć wyższą stopę zwrotu. Przed nami zapewne kolejne bessy, solidne korekty i momenty, gdy zaliczymy spore przeceny na naszym portfelu. Sukces w inwestowaniu nie polega jednak na tym, aby przewidzieć kolejne kryzysy. Plan, właściwy horyzont i dywersyfikacja portfela są kluczowe by zrealizować nasze cele inwestycyjne. Nie warto ulegać urokowi pesymizmu. Pamiętajmy o tym, gdy następnym razem usłyszymy kolejną opowieść o nadchodzącym kryzysie.

 

Polecane artykuły