Powiedz czego szukasz?

mBank

Ile wart jest Wawel?

Bartosz Pawłowski, CFA

Dr. Evil nie nadąża

Wczoraj wartość giełdowa Apple osiągnęła poziom 3 bilionów dolarów. Trzy biliony to trzy miliony milionów, czyli 3.000.000.000.000. W zasadzie przy takich liczbach zwykłe kalkulatory przechodzą już na zapis 3e+12, bo zera się po prostu nie mieszczą. Apple po piętach depcze Microsoft z kapitalizacją 2,5 biliona dolarów oraz sporo mniejszy Amazon wyceniany na około 1,75 biliona. A jeszcze około 2,5 roku temu media były pełne zdziwienia, że Apple stał się pierwszą spółką wartą jeden bilion.

Przypomina się w tym miejscu scena z komedii Austin Powers: Agent Specjalnej Troski, kiedy główny zły bohater (Dr. Evil) wybudzony z kilkudziesięcioletniej hibernacji, obmyśla plan, żeby ukraść głowicę nuklearną, a potem zażądać od świata… 1 miliona dolarów. Kiedy jego poplecznicy zwracają mu uwagę, że to trochę mała kwota, jak na obecne czasy, Dr. Evil poprawia się żądając… 100 miliardów dolarów, co jest z kolei przyjęte jako niebotyczna wartość. A przecież to mniej więcej tyle, za ile w grudniu Rezerwa Federalna kupiła obligacji w programie luzowania ilościowego. Programie, który zresztą został miesiąc wcześniej zmniejszony. Krótką scenkę z filmu można obejrzeć tutaj, a my wróćmy do tematu „wartości”.

Co to jest wartość?

Przy okazji kolejnych rekordów na giełdach, media zwykle starają się swoim odbiorcom to ładnie zwizualizować. Bardzo często przy tym pojawia się porównanie wyceny poszczególnych spółek do wartości krajów. Przykład sprzed kilku dni to wiadomość na portalu BusinessInsider pt. Analitycy: imperium Zuckerberga warte więcej niż Polska, a Apple niż Francja. Co prawda w samym artykule problem, o którym zaraz opowiem jest nieco mniej widoczny, ale tytuł poszedł w świat. Aby zrobić tego typu porównanie, zwykle bierze się kapitalizację danej spółki, powiedzmy Meta (czyli Facebook) i szuka się znanego kraju, który ma porównywalne PKB – w tym przypadku Polska. Można to zrobić dla 10 największych amerykańskich spółek i depesza gotowa. Zresztą nie jest to problem wyłącznie medialny – często w analizach finansowych spotyka się tzw. wskaźnik Warrena Buffetta, który porównuje kapitalizację giełdy do PKB. Wszystko brzmi wiarygodniej, kiedy pojawi się przy tym nazwisko Buffett, prawda? Na marginesie wskaźnik ten od jakichś 10 lat pokazuje, że rynek jest przewartościowany, co można sobie obejrzeć tutaj

Dlaczego to jest problem? Wycena spółki to nic innego jak liczba akcji pomnożona przez cenę jednej akcji. Innymi słowy, kapitalizacja to cena, po jakiej w chwili obecnej można by daną spółkę w 100% kupić. Oczywiście w przypadku wielkich spółek giełdowych jest to ćwiczenie czysto hipotetyczne, bo transakcji zakupu całej spółki Apple nikt nigdy pewnie nie przeprowadzi. Z kolei PKB to Produkt Krajowy Brutto. W najprostszym ujęciu jest to wartość wytworzonych w danym kraju w danym roku dóbr i usług. Żaden kraj nie jest „wart” tyle ile wyprodukuje w danym roku. Tak samo, zwykle spółki nie są „warte” tylko tyle, ile w danym roku przyniosą zysku. Jeśli prognozy analityków na IV kwartał się sprawdzą to przychody Apple w zeszłym roku wyniosły około 260 miliardów, a zysk netto nieco poniżej 80 miliardów dolarów. To wciąż bardzo dużo, ale jakieś 10x mniej niż roczne PKB Polski.

Dlatego jeśli już z czymś porównywać kapitalizację tuzów amerykańskiej giełdy, to najlepiej z kapitalizacjami giełd w innych krajach. Pokusiliśmy się o taką próbę, co pokazujemy na animacji poniżej. Pokazaliśmy tutaj wartość wszystkich spółek na najważniejszych światowych giełdach, w porównaniu do pojedynczych spółek z USA. Apple jest warty tyle, co spółki notowane na giełdzie w Londynie, a Microsoft tyle, ile spółki notowane na giełdzie w Paryżu. Ale nie kraje…

Nota bene, na animacji „Buffett” oznacza Berkshire Hathaway, czyli wehikuł ubezpieczeniowo-inwestycyjny miliardera.

Jak wycenić kraj?

Powyższe rozważania prowadzą nas do pytania, jak wycenić kraj. O ile pojedynczą działkę można próbować przedstawić w pieniądzu, to jak uwzględnić na przykład tereny zajmowane przez paryski Luwr czy Muzeum Historii Naturalnej w Londynie? Ile trzeba by zapłacić za Wawel albo Pałac Kultury i Nauki? Przede wszystkim obiekty te nie są na sprzedaż, co samo w sobie już wiele mówi. Natomiast podejście oparte o wycenę nieruchomości od czasu do czasu jest stosowane. Poniżej kilka przykładów z ostatnich lat:

  • Londyn: w zeszłym roku firma zajmująca się pośrednictwem przy nieruchomościach Zoopla powiedziała, że wartość wszystkich domów w dzielnicach Westminster oraz Kensington and Chelsea (czyli ścisłe centrum Londynu) to około 300 miliardów funtów. Dodano, że to tyle, ile wartość wszystkich nieruchomości w Walii. Z kolei wartość wszystkich nieruchomości (domów) w Wielkiej Brytanii szacowana jest na 1,9 biliona funtów (całość tutaj)
  • Paryż: w 2013 roku opublikowano książkę, z której wynikało, że wszystkie nieruchomości w centrum Paryża (mieszkalne i komercyjne) warte są około biliona euro. W książce wyceniono też operę na około 50 miliardów euro, a wspomniany Luwr bez zawartości, czyli wyłącznie jako mury na 10 miliardów (całość tutaj)
  • Kraków: w 2009 roku Instytut Analiz Monitor Rynku Nieruchomości „wycenił” nieruchomości Krakowa i dostał wartość około 300 miliardów złotych. Jednocześnie wyceniono wtedy Wawel na około 4 miliardy, co wydaje się być kwotą bardzo niską. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, mówimy tutaj o wycenie „murów”, niezależnie od tego co jest w środku (całość tutaj).

Nawet biorąc pod uwagę niewielkie skrawki krajów i wyceniając je tak, jakby to były tylko domy czy biurowce, otrzymujemy iście kosmiczne wartości. A przecież trzeba też wziąć pod uwagę instytucje, które się w tych murach znajdują. Nie mówiąc już o całej infrastrukturze naokoło, kapitale ludzkim, dziełach sztuki, klubach sportowych i… firmach, które w tym kraju się znajdują! Do tego dochodzi siła militarna. Według rankingu Global Firepower, Francja i Wielka Brytania zajmują 7. i 8. miejsce na świecie pod względem siły armii. Francja może się pochwalić jednym lotniskowcem, a Brytyjczycy dwoma (na całym świecie jest ich 11). Oba kraje mają też po ponad 200 głowic nuklearnych.

Pytanie więc brzmi, czy naprawdę ktoś uważa, że bycie właścicielem Apple i bycie „właścicielem” całej Francji to są ekwiwalenty? Uważajmy zatem na przyjemnie brzmiące czołówki w mediach…

Polecane artykuły