Dariusz Zalewski, CFA 30.06.2025
Gdybyśmy się cofnęli do 8 kwietnia to trudno byłoby uwierzyć, że amerykański indeks akcji S&P 500 zdoła w tym roku ustanowić jeszcze historyczne szczyty. Co więcej, chyba nawet najwięksi optymiści nie zakładali, że zadzieje się to w trakcie zaledwie 55 sesji.
Na rynku są dwa powody, dla których inwestorzy sprzedają akcje (albo nie chcą ich kupować):
– Strach, że spadki, które właśnie się dzieją są wstępem do wielkiej bessy i minus 20%, które już jest historią to dopiero początek końca świata
– Strach, bo jest za drogo by kupować – indeksy są na historycznych szczytach
Tym razem drogę od „nie kupuję, bo spada” do „nie kupuję, bo już za wysoko” przeszliśmy wyjątkowo szybko. Historycznie takie nagłe zwroty były optymistycznymi sygnałami co do perspektyw rynku akcji w średnim terminie. O tym, że nie powinniśmy bać się inwestować gdy S&P 500 osiąga nowe historyczne szczyty pisał ponad rok temu Bartek Grelewicz w artykule „Te wzrosty cen akcji to już szczyt wszystkiego!” Jak będzie tym razem zobaczymy, ale jedno jest pewne – z administracją Donalda Trumpa nuda nam nie grozi.
Ważniejsze są chyba jednak lekcje, które można wyciągnąć z tego co działo się w trakcie minionych, niezwykle ciekawych i momentami szalonych miesięcy. Poniżej kilka przemyśleń:
- Rynki są przewrotne, bywają kapryśne, nie lubą oczywistości i chodzą własnymi ścieżkami. To sprawia, że timing rynkowy jest wyjątkowo trudny.
- Rynkowa narracja potrafi szybko się zmienić. W kwietniu dominowała narracja o zmianie paradygmatu, recesji, która czai się tuż za rogiem, nadchodzących rewizjach zysków spółek i cłach, które miały wpłynąć negatywnie na inflację. Po kilku tygodniach na pierwszy plan wróciła sztuczna inteligencja, związane z nią nakłady inwestycyjne i szacowanie jej wpływu na poprawę produktywności. Na samej zmianie narracji może zadziać się bardzo dużo. Rynek potrafi ignorować dane, które nie pasują do dominującej narracji, a za chwilę główny temat może być zupełnie inny.
- „Smart money” czyli inwestorzy profesjonalni nie zawsze podejmują lepsze decyzje niż „ulica” czyli inwestorzy detaliczni. Kwietniowe spadki lepiej wykorzystali inwestorzy detaliczni, którzy odważnie kupowali wówczas akcje, w przeciwieństwie do dużych inwestorów instytucjonalnych.
- Podejmowanie decyzji inwestycyjnych opartych o to co dzieje się w świecie wielkiej polityki to w dłuższej perspektywie zły pomysł (Szymon Zajkowski pisał o tym w artykule „Trump nie ma znaczenia”)
- Kwietniowe spadki to kolejne potwierdzenie, że jeżeli wydaje Ci się, że świat się kończy i 20% spadku to dopiero początek wielkiej bessy i zaraz czeka nas kolejne 20-30% przeceny to po pierwsze nie sprzedawaj, po drugie – jeżeli Twoja długoterminowa alokacja strategiczna na to pozwala – kupuj.
- Rynkowe analizy największych banków i firm inwestycyjnych szybko potrafią się zmienić. W kwietniu wśród analityków dominował pesymizm. Potem ostrożność, a w wielu analizach pojawił się pomysł „Sell the rally” (czyli strategia, która sugeruje ograniczenie zaangażowania w akcjach po zakładanym jedynie chwilowym odreagowaniu spadków). Dzisiaj wrócił temat sztucznej inteligencji i sporo optymizmu. Prognozowane poziomy giełdowych indeksów najpierw zostały skorygowane w dół, a teraz ponownie w górę (ocenę sensowności prób zgadywania na jakim poziomie S&P 500 zakończy rok pozostawiamy naszym czytelnikom).
- Ci którzy sprzedali akcje pod wpływem emocji i negatywnej oceny perspektyw rynkowych mają dzisiaj trudny orzech do zgryzienia. Próba powrotu do rosnącego rynku bywa z punktu inwestora trudna i bolesna. Jeśli ktoś sprzedał akcje na początku roku i kupił w okolicach kwietniowego dołka to takiej osobie należą się gratulacje. Trzeba też uczciwie się zastanowić ile było w tym szczęścia, a na ile była to kwestia wyjątkowych umiejętności. Jeśli ktoś trzymał akcje przez cały czas od początku roku i nie spanikował na kwietniowym dołku to też trzeba powiedzieć wprost – świetna robota. Bo najważniejsze w inwestowaniu to trzymać się planu i długoterminowej alokacji strategicznej.