Powiedz czego szukasz?

mBank

WIG przebija szczyty…

Bartosz Pawłowski, CFA

Harry Potter i Zakon Feniksa

W lipcu 2007 roku do kin wszedł piąty film z cyklu o Harrym Potterze a w Buenos Aires spadł śnieg po raz pierwszy od niemal 100 lat. Z kolei w Polsce, Warszawski Indeks Giełdowy osiągnął historyczny szczyt na poziomie 67835 punktów. Po raptem 14 latach, udało się wrócić do tego poziomu… Wykres poniżej pokazuje, jak wygląda to na tle różnych światowych indeksów giełdowych (źródło: Bloomberg).

Wszystkie wyniki biorą pod uwagę dywidendy, ale nie uwzględniają zmian kursów do złotego. Ktoś kto miał pecha wpłacić pieniądze 14 lat temu, zakładając że nie poniósł zbyt dużych kosztów transakcyjnych, właśnie wyszedł na zero. Nota bene, średnia stopa zwrotu funduszy akcji polskich za ten okres to -15%. W tym samym czasie:

  • indeks szerokich rynków wschodzących MSCI EM zarobił 80% (4,3% rocznie)
  • indeks akcji europejskich Stoxx600 zarobił 87% (4,6% rocznie)
  • indeks akcji światowych MSCI ACWI zarobił 154% (6,9% rocznie)
  • indeks akcji amerykański S&P500 zarobił 273% (9,9% rocznie)
  • indeks spółek technologicznych Nasdaq zarobił 532% (14,1% rocznie)
  • portfel 60% akcji amerykańskich i 40% obligacji amerykańskich zarobił 200% (8,2% rocznie)

Ostatnie 14 lat było dość turbulentnym okresem – najpierw kryzys związany z krachem na rynku amerykańskich nieruchomości typu subprime, potem kryzys w strefie euro, wojny handlowe, aż wreszcie pandemia Covid-19. Dla porządku dodajmy też, że od lipca 2007 roku, ceny w Polsce mierzone wskaźnikiem inflacji wzrosły o 38%, czyli około 2,3% rocznie.

Co dodało, co odjęło…

Z ciekawości sprawdziliśmy, jakie spółki odpowiadały za to, że WIG przez 14 lat wyszedł na zero. W pierwszej piątce znajdują się: KGHM, PKO BP, CD Projekt Red, Dino i LPP. Tych, które najbardziej odjęły przez grzeczność wymieniać nie będziemy, natomiast zwraca uwagę, że gdyby nie np. CD Projekt, to WIG znajdowałby się 4% niżej – i to mimo faktu, że zachowanie tej spółki od premiery gry Cyberpunk 2077 do najradośniejszych nie należy. Jeszcze pół roku temu taka sama analiza wskazałaby, że to właśnie CDR był największym kontrybutorem do całościowego wyniku WIGu, co przecież jest w dużej mierze związane z hossą na światowych rynkach technologicznych.

Przeszłe wyniki nie gwarantują, ale…

Można by oczywiście powiedzieć, że mimo ostatnich dynamicznych wzrostów, WIG jest ciągle bardzo tanim indeksem. Wszak inne już dawno są o wiele wyżej. Oczywiście, patrząc na oczekiwane zyski polskich spółek, WIG jest nieco tańszy niż rynki europejskie albo wschodzące, ale nie odbiega to jakoś znacząco od trendów historycznych. Poniżej pokazujemy dla przykładu wskaźnik Cena/Zysk dla WIGu w porównaniu z indeksem rynków wschodzących MSCI EM (linia na dole pokazuje różnicę – im wyżej, tym WIG jest tańszy relatywnie do MSCI EM):

Co ciekawe, oprócz faktu, że zarobił najmniej, WIG miał też taką charakterystykę, że jak już spadał to mocniej niż wiele innych indeksów. Innymi słowy, za większą zmienność otrzymywaliśmy… mniejszy zysk.

Nie ma oczywiście żadnej gwarancji, że taka sytuacja trwać będzie w nieskończoność. Ale nie ma też zbyt wielu powodów, dla których palmę pierwszeństwa na światowych rynkach miałaby przejąć polska giełda. Ten rok jest bardzo symptomatyczny. Mimo tego, że początkowo spółki technologiczne miały się relatywnie słabo (ostatnio się to zmieniło), to indeks amerykańskich akcji, a co za tym idzie światowy MSCI ACWI, znalazły sobie inny silnik wzrostu. Były to np. banki, czy spółki energetyczne. Jeszcze kilka lat temu wiele osób było zdania, że jak tylko hossa technologiczna odpuści, to USA zaczną spadać, a tymczasem S&P500 w tym roku wzrósł już o nieco ponad 13%, podczas gdy WIG oniespełna 19%. Jasne, analiza wsteczna bezbłędnie wskaże fantastyczne walory z każdego parkietu, na których można było pomnożyć pieniądze, ale przecież tak samo jest w USA, Europie czy Chinach.

Naturalnie cieszymy się, że polska giełda rośnie, bo zwiększa to prawdopodobieństwo, że inwestycje będą się nam wszystkim lepiej kojarzyć. Natomiast ci, którzy inwestowali w S&P500 o nowych historycznych szczytach słyszeli w zasadzie co chwilę. Według nas kluczowy jest globalny kontekst, który jednoznacznie wskazuje, że przywiązywanie się do małej lokalnej giełdy niesie ze sobą ryzyko ponoszenia strat przez wiele lat. A przecież scenariusz, w którym światowe giełdy spadają, a WIG w tym samym czasie rośnie jest dość iluzoryczny…

 

Polecane artykuły