Tomasz Jachowicz 07.02.2025
U wielu nieprofesjonalnych inwestorów dominuje przekonanie, że wystarczy sprzedać instrumenty finansowe na moment przed spadkiem i gotowe. Proste? Proste. Przyjrzyjmy się jak to jednak w praktyce „od kuchni” wygląda i czy jest to w ogóle możliwe?
Otóż jeśli o jakimś wydarzeniu ze świata dowiadujemy się podczas zamknięcia danej giełdy (a następuje to wcale nie tak rzadko) to zważywszy, że rynek w USA jest otwarty pomiędzy 15:30-22:00 czasu polskiego, nie mamy tak naprawdę większej szansy zareagować. Rynek otrzymując jakąś fatalną informację otwiera się tzw. luką bessy czyli jeśli na wczorajszym zamknięciu akcje kosztowały np. 100$ to następnego dnia rano pierwsze transakcje* zawierane są np. po 80$ czyli 20% niżej. W umysłach nieprofesjonalnych inwestorów dominuje jednak inna myśl. Sądzą oni, że na porannym otwarciu akcje te będą dalej kosztowały 100$ i zaczną systematycznie spadać do 80$ np. w ciągu kilku godzin. Wystarczy wtedy „trzymać rękę na pulsie”, „szybko” zareagować, „być z czuciem blisko rynku” i sprzedamy swoje papiery np. po 97$. Nic bardziej mylnego! Tak to nie działa…
*- dla rzetelności artykułu należy dodać, że istnieje jeszcze handel pozasesyjny, istnieją tzw. darkpoole, platformy tradingowe, a także dowolny inwestor może zawrzeć nawet o 24 w nocy umowę cywilnoprawną kupna-sprzedaży itd. Nie oznacza to jednak, że inwestorzy handlujący poza sesjami giełdowymi nie czytają newsów, więc luki na tym rynku jak najbardziej też mogą występować. Najlepiej obrazującym przykładem będzie całodobowe notowanie EUR/USD czy USD/PLN. To że ktoś nie będzie spał i szybko klikał nie oznacza z góry sukcesu czy przewagi nad innymi. Dodatkowo trwają debaty branżowe czy nie wprowadzić na NYSE handlu 23h z godziną przerwą techniczną.
Jak to jednak w praktyce naprawdę wygląda na standardowym rynku? Po porannym otwarciu tzw. luką bessy na giełdzie zaczynają być zawierane pierwsze transakcje kupna-sprzedaży po cenie 80$ za akcję. Od tego momentu, rozpoczyna się gra siły podaży i popytu i akcje zaczynają być sprzedawane np. po 82$ (czyli spadają o -18% w stosunku do poprzedniego dnia) lub po 78$ (-22%) itd. Profesjonaliści zaczynają wtedy kalkulować na ile zła informacja jest już zdyskontowana przez rynek. Czy przecena nie jest zbyt duża lub czy spadki dopiero się nie rozpoczną i nie pogłębią się dalej? Przy efektywnym rynku (a za taki na pewno można uznać przez większą część czasu giełdę na Wall Street) każda informacja jest dyskontowana (uwzględniana w wycenach) niemal natychmiast.
Załóżmy, że w trakcie trwania sesji giełdowej pojawia się jakiś katastroficzny komunikat. Inwestorzy z całego świata mając możliwość składania zleceń choćby przez aplikację w smartphonie, mogą zareagować nawet w ciągu kilku sekund. Co za tym idzie pod wpływem składania zleceń sprzedaży kurs na poziomie -20% możemy zobaczyć nawet po kilku sekundach czy kilkunastu minutach. Przed tym włączy się również automatyczny handel wysokich częstotliwości (ang. high-frequency trading) zaprogramowany przez algorytmy oraz aktywują się zlecenia typu stop-loss.
W przypadku składnia zleceń umorzenia funduszy inwestycyjnych wygląda to jeszcze wolniej. W analogicznej sytuacji złożenie zlecenia umorzenia w trakcie sesji giełdowej w poniedziałek będzie zrealizowane najczęściej następnego dnia po wycenie jednostki funduszu na wtorkowe zamknięcie (może się to różnic w zależności od TFI i od godziny złożenia zlecenia). W przypadku zamiany jednego funduszu na inny, proces ten wydłuża się jeszcze bardziej. Co to oznacza w praktyce? Mając nawet „tajemną wiedzę”, że chiński AI DeepSeek tak wystraszy rynek, to składając zlecenie przed weekendem i tak zostałoby ono zrealizowane w większości przypadków po poniedziałkowym kursie z zamknięcia 27 stycznia czyli po 118,42$ (po takiej kwocie w aktywach funduszu widniała wycena 1 akcji nVidii).
Wykres 1. Notowania nVidia
Źródło: Refinitive
Przedstawiona na wykresie 1 luka bessy oznacza, że pomiędzy piątkowym zamknięciem 27 stycznia po cenie 142,60$ a poniedziałkowym otwarciem po 124,80$ na standardowym rynku nie zawierano transakcji. Notowania 27 stycznia wahały się pomiędzy 128,40 a 116,70 USD za 1 akcję. Kurs na czwartkowe zamknięcie 7 lutego wynosił już 128,68 USD. Co za tym idzie „szybkość reagowania” i składania zleceń akurat w tym wypadku na niewiele się zdała. Oczywiście nie wiemy co będzie dalej i w którą stronę będzie podążał kurs.
Wielokrotnie opisywaliśmy, analizowaliśmy i przedstawialiśmy badania rynkowe, że gra tzw. „timingiem” nie popłaca. Przyjrzyjmy się czym ona może skończyć się u zbyt „nerwowego/emocjonalnego” lub jak kto woli „szybkiego” inwestora. W sierpniu 2024 roku (Wykres 2) na japońskiej giełdzie nastąpił szybki dwudniowy krach. Załóżmy, że reagujemy „szybko” i składamy zlecenie umorzenia funduszu inwestycyjnego japońskich akcji nawet niezwłocznie po rozpoczęciu przecen czyli w dniu 2 sierpnia (piątek) po godzinie 1:00 polskiego czasu. Oznacza to, że realizacja zlecenia nastąpiła następnego dnia roboczego przy poziomie indeksu Nikkei 225 31.458 punktów. Od piątkowego otwarcia do poniedziałkowego zamknięcia (5 sierpnia 2024 roku) straciliśmy, więc -16%. Trzymając alokację na ten indeks do dnia dzisiejszego (tj. 7 lutego 2025 roku) bylibyśmy na plusie. Baaa! Nawet po ośmiu sesjach giełdowych odrobilibyśmy hipotetyczne straty.
Wykres 2. Notowania japońskiego indeksu Nikkei225
Źródło: Refinitive
Przeświadczenie, że wszystkie osoby zajmujące się profesjonalnie rynkiem finansowym mają jakąś tajemną „wcześniejszą” wiedzę jest nieporozumieniem. Dla wyznawców „spiskowych teorii dziejów” załóżmy testowo, że tak niby jest. Co wtedy się dzieje? Jeśli większość profesjonalnych inwestorów „dowie się tego przed wszystkimi” to oczywiście będzie chciała sprzedać jak najszybciej przed pozostałymi. Jakie będzie tego następstwo? Karnet zleceń będzie zarzucony ogromnymi wolumenami zleceń sprzedaży a kurs pod wpływem wielkiej podaży będzie szedł natychmiastowo w dół. A co w przypadku jeśli tylko trzy największe banki inwestycyjne jak JP Morgan, Goldman Sachs czy Citi miałyby dostęp do tej „tajemnej wiedzy”? Ok, przyjmijmy testowo również i taki scenariusz. Co się wtedy dzieje? Naturalnie zaczynają pozbywać się gorącego „towaru” w postaci akcji, obligacji czy innych instrumentów finansowych. Konkurują oni między sobą, a co za tym idzie chcą sprzedać jak najszybciej i jak najwięcej, nim dowie się o tym tzw. „ulica”. Na rynek wpadają gigantyczne wolumeny zleceń sprzedaży, kurs zaczyna mocno tracić na wartości i rozpoczyna się konkurencyjna walka z czasem „kto pierwszy ten lepszy”. Nie ma tu sentymentów. Każdy z trzech podmiotów chce sprzedać jak najszybciej, po jak najlepszej cenie spychając tym samym kurs w dół. Pomijam już fakt, że po takiej nienaturalnej sytuacji do drzwi instytucji finansowej zapukałby prawdopodobnie amerykański SEC (odpowiednik naszego KNFu).
W podawanych wyżej przykładach pomijam już rzeczywistość rynkową, że od momentu wydania nawet „najszybszej” rekomendacji sprzedaży upływa przecież X czasu, nim klient się z nią zapozna, przeanalizuje, zaakceptuje i zleci ją do realizacji. Co za tym idzie obecne rynki finansowe „są zbyt szybkie”, by nie wyceniać (dyskontować) natychmiastowo różnego rodzaju wydarzeń. Zatem wyzbądźmy się marzeń i złudzeń, że ze wszystkich inwestorów na świecie to właśnie my będziemy akurat tymi „najsprytniejszymi”. Wniosek jest jeden: nie ma czegoś takiego jak „sprzedamy nim rozpoczną się spadki”.