Powiedz czego szukasz?

mBank

Mistrzostwa świata w typowaniu

Marcin Chwedczuk, CFA
1.12.2022

 

W dosyć nietypowym okresie, nie tak jak do tej pory w połowie roku a pod jego koniec, fani piłki nożnej mają swoją ucztę. Mistrzostwa świata, których gospodarzem jest Katar dostarczają sporej dawki emocji dla fanów tej dyscypliny, ale też i dla okazjonalnych obserwatorów, cierpiących na brak innego „kontentu” w telewizji. Wszelkie wydarzenia sportowe są niesamowitą okazją do sprawdzenia swoich sił w różnego rodzaju analizowaniu sytuacji, strategii, przewidywaniu wyników, a dla większych entuzjastów ryzyka nawet w typowaniu zwycięzców w zakładach sportowych. Kocówka roku na rynkach finansowych jest za to standardowym czasem na „typowanie” w którą stronę podążą rynki w kolejnych kwartałach. Czy prognozowanie sportowe ma coś wspólnego z prognozowaniem w świecie finansów? Sprawdźmy!

 

Przed rozpoczęciem mistrzostw prawie w ciemno, można było wskazać, które drużyny nie powinny mieć problemu z wyjściem z grupy, zajęciem wysokich miejsc czy nawet z pewną dozą fantazji, pokusić się o wytypowanie zwycięzcy. Te przewidywania oparte były na analizie danych np. aktualnego rankingu FIFA, obserwacji składów reprezentacji, czy najlepsi zawodnicy są w formie, jak drużyna sprawuje się pod wodzą danego trenera. Najwyższe wygrane są możliwe do osiągnięcia właśnie przed rozpoczęciem zawodów. Dlaczego? Bo w trakcie rozgrywek może się dużo zmienić…

 

Pod koniec roku na rynek zaczynają spływać raporty analityczne banków, domów maklerskich i biur doradczych. Dostając do ręki taki raport, możemy wybrać dwie drogi, albo pójdziemy na skróty i sprawdzimy jaki „target” (poziom docelowy w danym okresie czasu) został wyznaczony dla danego indeksu albo też pochylić się nad sprawdzeniem, jaka droga prowadzi do tego celu, czyli jakie warunki muszą być spełnione, aby ten poziom został osiągnięty. Spójrzmy wiec, jakie poziomy docelowe zostały wyznaczone dla indeksów Dow Jones Industrial Average oraz S&P 500, zebrane przez agencję informacyjną Refinitiv.

 

 

Z danych za listopad dowiadujemy się, że np. mediana prognozowanej ceny docelowej dla indeksu S&P 500 na połowę przyszłego roku wynosi 4 100 pkt, oraz 4 200 pkt na koniec roku. Mając na uwadze obecny poziom indeksu (ok. 4 000 pkt) potencjał wzrostu wydaje się raczej ograniczony. Po bardzo słabym roku z jakim mieliśmy właśnie do czynienia naturalnym jest zachowanie bardziej defensywne. O tym jak bardzo pesymistycznie są nastawieni do rynku tzw. analitycy sell side wg. Ankiety BofA mówiliśmy w ostatnim odcinku widoków z wieży. Chociaż z drugiej strony poziom pesymizmu może być zastanawiający po dwóch najlepszych miesiącach dla indeksu Dow Jones od ponad 80 lat.

 

 

W tak pesymistycznym otoczeniu nie trzeba wiele aby inwestorzy rzucili się do zakupów przecenionych aktywów. Takim „niewiele” było środowe wystąpienie szefa Fed J. Powella. W zasadzie nie mówiąc nic nowego, nie przedstawiając bardziej „gołębiego” stanowiska inwestorzy chwycili się nadziei na podwyżki stóp procentowych w grudniu 50 pkt a nie 75 pkt. W rezultacie indeks Nasdaq poszybował ponad 4% do góry.

 

Panie, pewniaczek… 

 

Czy zatem warto w ogóle być przez ten czas obecnym na rynku czy może jednak zrobić sobie wolne? Z całą pewnością rynek będzie dużo ciekawszy. W ciągu roku wiele może się zmienić, a droga dojścia do wyznaczonego poziomu może być kręta, wyboista a nawet okazać się ślepym zaułkiem. Tak jak w sporcie może pojawić się tzw. czarny koń turnieju, który zamiesza w rozgrywkach (powodując skok adrenaliny obstawiających „pewniaczki”, czyli mecze z prawie oczywistym wynikiem) tak też na rynkach sportowych inne zwierzę, tzw. czarny łabędź może sprawić, że wszelkie prognozy nadadzą się jedynie do schowania głęboko w magazynie.

 

W powyższej tabeli uwagę zwraca również duża rozpiętość prognoz. Najwyższa wartość dla indeksu na połowę roku wynosi 4 700 pkt, a najniższa 3 200 pkt. Czyli albo indeks wzrośnie o ok. 17% albo spadnie o 25%… Skrajne prognozy są też domeną mniejszych, mniej znanych podmiotów, którym takie „niekonsensusowe” podejście do tematu jest opłacalne, chociaż można natknąć się też na duże banki prognozujące 3 200 pkt. Można porównać tą sytuację do pokerzysty, który mając coraz mniej żetonów nie jest w stanie prowadzić przemyślanej strategii, ale ryzykuje wszystkim, czyli wchodzi „all in”. Jeżeli przegra, to nic nadzwyczajnego się nie stanie, ale w przypadku wygranej zgarnie nieporównywalnie dużo.

 

Co by było gdyby…

 

Samo wyznaczanie „targetów” jest raczej wypadkową prognozowania, co może się stać w nadchodzącym roku. Spójrzmy jak to np. wygląda w przypadku Bank of America.

 

 

Jak widzimy, poziom 4 000 pkt został wyznaczony jako średnia ważona aż sześciu modeli, których poszczególne wyniki też były dosyć rozbieżne! Podobnie wygląda sytuacja w raporcie od Goldman Sachs Research. 

 

 

Tutaj też nie mamy wskazanej jednej ścieżki, ale dwie. W przypadku wystąpienia „miękkiego lądowania” indeks zaliczy dołek na poziomie 3 600 pkt, natomiast gdy spełni się scenariusz recesji to zniżkujemy do poziomu 3 150 pkt.

 

Wiem, że nic nie wiem?

 

Czy warto zatem tracić czas na analizę raportów? Tak jak podczas mundialowych rozgrywek istnieje wiele scenariuszy które mogą się zrealizować.  Spotkanie dwóch pretendentów do tytułu na wczesnym etapie rozgrywek wyeliminuje jedną z drużyn z walki o wysokie lokaty, ale ktoś inny może na tym skorzystać, więc inny zestaw scenariuszy może zyskać na znaczeniu. Na rynkach finansowych ciągle mamy do czynienia ze zmieniającymi się warunkami, które powodują, że jedne scenariusze stają się bardziej prawdopodobne a inne mniej. Szklanej kuli, z której można byłoby wywróżyć celne wyniki, jak do tej pory nie odnaleziono. Pozostaje nam dalej poruszać się w korytarzu decyzji warunkowanym przez słynne „to zależy”. Ale wracając do motywu przewodniego niniejszego wpisu: „póki piłka w grze…”.

Polecane artykuły