Szymon Zajkowski, CFA 12.06.2025
Za nami wielkoszlemowy French Open oraz zmagania polskich piłkarzy w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw świata. Zasady dwóch dyscyplin sportu, jakimi są tenis i piłka nożna bardzo dobrze obrazują rozbieżne podejścia do inwestowania. W tym tekście krótko uzasadnimy dlaczego na rynkach finansowych lepiej być tenisistą niż piłkarzem.
Niewymuszone błędy vs strzelanie goli
W piłce nożnej sukces mierzy się liczbą zdobytych bramek. Jak nie będziemy strzelać goli (zdobywać punktów), nigdy nie wygramy meczu. Dlatego musimy atakować i szukać okazji strzeleckich. Inaczej sytuacja wygląda w tenisie. Mecze można wygrywać nie poprzez zdobywanie punktów, ale poprzez ich nietracenie. Nie musimy „strzelać goli”, czyli szukać tzw. piłek wygrywających (zagrań, po których przeciwnik już nawet nie dobiegnie do piłki), za to możemy koncentrować się na nie popełnianiu niewymuszonych błędów (uderzeń w siatkę albo out ze stosunkowo łatwej piłki).
Z inwestowaniem jest podobnie. Nie musimy trafiać w każdą okazję inwestycyjną. Nie musimy znaleźć kolejnego Apple’a, Tesli, czy Nvidii. Znacznie ważniejsze jest zwiększanie prawdopodobieństwa sukcesu, a co za tym idzie unikanie poważnych, niewymuszonych błędów, które mogą bezpowrotnie zrujnować nasz majątek. Jak pokazywaliśmy np. tutaj, zdywersyfikowany portfel 60/40 złożony z globalnych akcji i obligacji generował średniorocznie stopę zwrotu rzędu 6,6%. Oczywiście, gdyby ustrzelić hat tricka i zainwestować w wymienione wyżej trzy spółki mielibyśmy nieporównywalnie wyższą stopę zwrotu. Jeżeli jednak nasze strzały okazałyby się pudłem… musielibyśmy skreczować (czyli skapitulować w naszym „inwestycyjnym meczu”).
Poniżej lista kilku ważniejszych niewymuszonych błędów, które są pod naszą kontrolą i których możemy łatwo uniknąć.
- Próby rynkowego timingu – można trafić raz, drugi, a może nawet trzeci, ale liczne badania pokazują, że w długim terminie łapanie dołków i szczytów po prostu nikomu nie wychodzi. Dodatkowo przegapienie kilku najlepszych sesji w roku znacznie obniża końcową stopę zwrotu.
- Koncentrowanie pozycji (brak dywersyfikacji) – oczywiście można było kupić Nvidię 5 lat temu i dziś mieć ok 1400% zysku, jednak w większości przypadków skoncentrowanie portfela na kilku spółkach może okazać się dla nas katastrofalne. Badanie banku J. P. Morgan wskazuje, że między 1980 a 2020 rokiem 66% spółek z indeksu Russell 3000 osiągnęła gorszy wynik od samego indeksu, a 44% spółek, które kiedykolwiek było w indeksie, zaliczyło 70% spadek, którego nigdy nie odrobiło (!). Sam indeks natomiast wzrósł o ponad 8000% (prawie 12% średniorocznie). Jeżeli na rynkach finansowych istnieje tzw. „darmowy lunch” to jest nim dywersyfikacja.
- Emocjonalne decyzje – euforyczne zakupy na szczycie hossy i paniczna sprzedaż na dołku bessy.
- Krótkowzroczność – pokusa ‘przemodelowania” portfela na podstawie, krótkoterminowych wahań rynkowych, zapominając o długoterminowym horyzoncie.
- Nadmierna komplikacja – bardziej ufamy specjalistom jeżeli używają trudnego języka i działają w sposób, który wydaje się nam bardziej skomplikowany i wykorzystujący unikalną wiedzę. Pomimo, że prosty portfel globalnych akcji i obligacji z okresowym rebalancingiem jest w stanie przynosić regularne dodatnie stopy zwrotu w długim terminie, to jednak dla wielu osób nie brzmi zbyt wyrafinowanie. Dlatego niepotrzebnie szukają oni bardziej „zaawansowanych” (prestiżowych?) inwestycji, jednak z wątpliwą relacją zysku do ryzyka.
- Brak długoterminowego planu – jeżeli nie ustalimy wcześniej naszego horyzontu inwestycyjnego, czy zachowania w momencie rynkowych spadków albo silnych wzrostów, narażamy się na emocjonalne i niewłaściwe decyzje.
Rynek jest jak Federer
Roger Federer, czyli jeden z najlepszych tenisistów w historii, w całej swojej zawodowej karierze wygrał 103 turnieje, w tym 20 wielkoszlemowych. Rozegrał 1526 meczów, z czego wygrał 1251 (ok 80%). Co ciekawe pojedynczych punktów wygrał zaledwie… 54%, czyli niewiele ponad połowę. Trudno o lepszą analogię do rynku akcji. Licząc od 1950 roku, dla indeksu S&P500 szanse na dodatnią stopę zwrotu z jednej sesji wynoszą 51%, czyli to niewiele ponad rzut monetą, czy danego dnia rynek pójdzie w górę czy w dół. Jednak jak wydłużymy horyzont, nasze szanse rosną. Dla 10 lat to już 93%, a dla 20 lat 100% (od 1950 roku dla indeksu S&P500 nie było 20-letniego okresu z ujemną stopą zwrotu). Tak jak zawodowi tenisiści wygrywają ok. połowę rozgrywanych punktów, tak i my musimy być gotowi na średnio co drugi dzień spadku wartość naszych aktywów. Przejściowe straty niestety mogą się nakładać i być naprawdę głębokie, jednak jeżeli zawczasu zbudujemy dobrą formę dla naszego portfela, jest on w stanie wyjść z każdej korekty i obronić wynik w długim okresie.
„Zwycięstwo należy do najwytrwalszych”
To słowa wypisane na korcie centralnym i zarazem cytat słynnego francuskiego lotnika Rolanda Garrosa, od którego nazwiska nazwano paryskie korty. Motto to spokojnie możemy zastosować również w inwestycjach, gdyż to przede wszystkim Ci, którzy będą wytrwale kontrolować swoje błędy i pozostaną na rynkach w długim okresie, osiągnął największy sukces. Kto gra w tenisa ten wie, że najbardziej bolą niewymuszone błędy. Zaraz po nieudanym odbiciu przychodzi myśl: „miałem tyle czasu, po co tak zagrałem…”. Po czasie podobna refleksja może przyjść po decyzji inwestycyjnej podjętej pod wpływem, czy w okolicznościach wypunktowanych, w tym tekście. Dlatego tak ważne jest działanie wg odpowiednich zasad i z góry założonej strategii.